(…)Uwielbiałam
to miasto za taką pogodę. Nic nie koiło
moich nerwów bardziej niż krople
deszczu za oknami.
Uwielbiałam wsłuchiwać się w
ich dźwięk, gdy rozbijały się o parapet jak uderzały dźwięcznie o rynny. Patrzeć na sposób w jaki spływają po szybach, jak komponują melodie nieco różne i być może nie tak synchroniczne jak te
grane przez Anię, ale równie uspokajające
i magiczne. Pamiętam, że od
dziecka wychwytywałam każdy deszczowy dzień, a kiedy nieco się
uspokajał, otwierałam okno i łapałam jego cienkie jak igiełki krople w dłonie. Czułam się wtedy wolna, oderwana od świata, zatapiałam się w tym widoku odpływając daleko od miejsca, w którym się znajdowałam. Swoistego rodzaju paradoksem jest to, że wcale nie czułam przygnębienia jak większość ludzi podczas takiej pogody. Wręcz przeciwnie, czułam
szczęście. Ponoć
woda jest symbolem oczyszczenia z tego co złe, więc może i
ja podświadomie czułam się wolna i oczyszczona(…)
fragment jak w tytule pochodzi z roboczego dzieła pt. "Krople londyńskiego deszczu" mojego autorstwa
genialny tekst! ;)
OdpowiedzUsuń