17 paź 2011

s.t.a.r.t

Za mną jest już czas chóru gospel, ale kto by się spodziewał, że po deklaracji przed sobą i wszystkimi innymi wokół znów zaśpiewam? Dawno uznałam, że to nie dla mnie, nie pasuję do tego, ale ten jeden raz zrobiłam wyjątek. Nie wyszło super, świetnie ani w jaki kolwiek inny sposób nie była to na pewno wzniosła chwila i na pewno tego nie powtórzę, ale potraktuję to w zupełnie inny sposób - jako trening.

Rzeczywistość po mnie depcze, realia jakie miałam przed sobą śmieją mi się w twarz, ludzie okazują się mniej warci zaufania niż mogłam sądzić, ale jakoś tak jeszcze nie upadłam. Ciągle łamie prawo grawitacji tymi paroma centymetrami nad ziemią. Widzę wszystko z większego dystansu, ale zarazem w najdrobniejszych szczegółach.
Ja jak zawsze krótkowzroczna - i to nie tylko w przenośni - zrozumiałam ile cierpliwości wymaga ode mnie dążenie do celu. Czekam ,bo tylko tyle mogę zrobić na obecną chwilę!

Jedyne czego nie mogę się doczekać, to tych szalonych piątków, gdzie wszystkiego mam nadmiar, ale jakże to kocham!

Poniżej jeden filmik z pamiętnych warsztatów ( to już ponad rok) w wykonaniu piosenki " I will bless the Lord" (na próbie).

1 komentarz:

  1. o woow. ale masz fajnie :))))

    zapraszam do obserwowania mojego bloga :P

    http://mademoiselle-kate.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Nie toleruję spamu. Nie uznaję obserwacji za obserwację! Szanujmy czyjąś przestrzeń i nie śmiećmy w czyimś "ogródku":)